czwartek, 26 czerwca 2014

OTK Rzeźnik

Długo się zastanawiałem czy pisać o Rzeźniku
Nie będzie relacji .

Bieg Rzeźnika okazał się najtrudniejszym biegiem , wyzwaniem z jakim przyszło mi się spotkać w moim życiu . Bieszczady mnie przeżuły , wypluły i wyssały ze mnie wszystkie siły . Psychicznie i fizycznie byłem pokonywany wiele razy . Przeżywałem rozczarowania , traciłem wiarę w ludzi i w siebie. Podnosiłem się i parłem naprzód .Upadałem by znów powstać. Piękno gór mnie urzekało , potrafiłem je kochać w jednej chwili by za moment nienawidzić z całego serca . Łapałem wiatr w dłonie na Połoninach , a podejścia wyciskały mi łzy z oczu  , błagałem o koniec i o początek , trwałem w moim szczęściu i przekleństwie.

To były Moje Bieszczady , to był Mój bieg i mój Rzeźnik , pokonałem siebie i swoje ciało , pokochałem te góry , pokochałem to miejsce , byłem wiatrem , byłem drzewem , kamieniem .

Dokonałem tego sam , człowiek mnie zawiódł , zostawił.

czwartek, 5 czerwca 2014

XVIII MISTRZOSTWA POLSKI WETERANÓW W PÓŁMARATONIE 2014

Drużyna Sokoła nie potrzebowała zachęty. Zawiązała się bardzo spontanicznie podczas z któregoś co tygodniowego wybiegana. Sportowa inicjatywa sprzyja Rakowni. Wszyscy Trzej jesteśmy debiutantami, na własnych śmieciach. Odwagi Panowie!
Po niezliczonych odbytych wspólnie treningach i równie bogatej przed biegowej suplemantacji nadszedł czas kurs 1 czerwiec 2014 dzień w którym Sokoły dadzą Ognia.
reszta Ulicy zobowiązał się do aktywnego dopingu który był nam niezmiernie potrzebny.
W niedzielę Rano dostaliśmy Krzyż na Drogę, mieliśmy na siebie uważać i NIE DAĆ ciała. Wspólna pamiątkowa fotografia, która zapewne zawiśnie gdzieś w gabinecie.
                                                            Foto: Ewelina Sosnowska

Niedziela była cieplutka droga krótka a świeżutki asfalt na Goslińskiej nie wyglądał przyjaźnie
na Szkolnej masa znajomych osobisty fotograf i standardowa odpowiedź na pytanie ; Na ile biegniesz?
Na 21 kilometrów :)
wiem , wiem wąsy długie jak u Piłsudskiego
Orkiestra odpaliła i ruszył kolorowy korowód w stronę startu, hymn, czapki z głów, później ogólny rozgardiasz, masa śmiechu, Życzenia powodzenia i nawet się nie nie obejrzałem kiedy padł wystrzał!
poszły konie po betonie!
Ależ się ciągnie od razu, WSZYSTKIE założenia o trzymaniu tempa, że na początku powoli, że z głową ,żeby się nie zajechać nigdy nic nie dają .
Tempo grubo ponad minutę za szybko, ale kiedy brakuje tchu dopiero przychodzi umiar i zdrowy rozsądek 
Cała wioska kibicowała, Rakownia JEST najlepsza od samego początku
Kaziu , Staszek , krewni i znajomi z ulicy Sokoła (Ewelina ,Beata,Zosia,Paulina,Olek,Wiktor,Jasiu i Jakub ) , tam była najsilniejsza ekipa trzy rodziny , wiwaty, transparenty , okrzyki , czipsy, doping na maksa !
                                                            Foto: Beata Nawrocka

 dalej Gośka z Agnieszką , Rafał , ekipa od sołtysa , punkt odżywczy  z Agatą, Basią Iwonką Maciejem Piotrem Michałem Jasiem i tam specjalny doping i specjalna najzimniejsza gąbka :D
Wcale kilometry się nie wlokły, wcale czas się nie  dłużył,  raptem dwie pętle. Tyle atrakcji , dużo wody , izotoników , kurtyna wodna i wolontariusze na najwyższym światowym poziomie. :)) 
                                                          Foto: Ewelina Sosnowska

I nagle koniec meta! Spiker wywołuje moje nazwisko, Aplauz na Macie do WSZYSTKO bezcenne 
dostaję wyjątkowy i piękny medal, czekam za resztą
dobiegają Tomek, szczęśliwy i uśmiechnięty i Przemek zadowolony i dumny z. siebie!
brawo, brawo dla wszystkich udało się nam i innym daliśmy radę 
wspólne gratulacje uścisk RĘKI wszystko się udało , wszystkie założenia się spełniły .
dostaliśmy Pyszny Obiad, pyszne piwo i Przednie towarzystwo, smakowało jak nigdy 
poszliśmy na ceremonie Brawa, okrzyki Super 
Foto: Przemysław Olejniczak

                                                              Foto: Ryszard Pomin

Gratuluję  Marcinowi pierwszego miejsca, i gratuluję Kasi. Ciężko pracowali na swój sukces.  Reszcie też gratuluję kolejnych wspaniałych wyników.  Byłem już na paru imprezach biegowych ale tak fajnie jest tylko w Murowanej , bo jest nas tak dużo, bo bieganie zbliża i daje radość . Radość którą było widać na scenie 
1 czerwca podczas Półmaratonu Weteranów w Murowanej Goślinie .
                                                                Foto: Ryszard Pomin

Drużyna Sokoła pokonała tego dnia 63 km , spaliliśmy 6000 kalorii co daje jakieś 15 kotletów :)))
                                                               Foto: Ryszard Pomin


wtorek, 3 czerwca 2014

MW 2014

Wstęp 

Wiele rzeczy dla dobra MW2014 i jej uczestników zostanie pominięte i zachowane w naszej pamięci tylko dla Nas. Chętnie się dzielimy i chcemy zarażać innych , ale jest to Męska Wyprawa 2014 w zamkniętym gronie, a żeby się do niego dostać to już nie ze mną . 
Pamiętajmy o tym .

Akcja

Pociąg w Poznaniu był ok. drugiej w nocy .  Wszystko było zaplanowane , bilety kupione w Szczecinie , miejscówki zarezerwowane . Radość na twarzach , miłe spotkanie po roku . W miłej atmosferze do bladego świtu . Warszawa przywitała nas zimnem i deszczem , siedziałem niewyspany na peronie , zgęziały i zziębnięty . Po 20 min przyjechał kolejny pociąg już do Augustowa . Rozpoczęła się podróż w nieznane . 
Mijaliśmy kolejne stacje , Białystok , ktoś mnie szarpie za rękaw , To Augustów , wysiadamy . 
Na miejscu odrapany dworzec i piec kaflowy w środku . Konrad załatwił transport do Sztabina , bus już na nas czekał . 
Z dworca do centrum Augustowa , jest 5 km , zatrzymaliśmy się przy markecie by zrobić zapasy . kupiliśmy wszystko co niezbędne , nawet olej i mąkę , razem z Adamem obiecaliśmy złowić rybę .
Jedzenia było tyle że już kolejna osoba do busa już by się nie zmieściła.  W aucie znowu zasnąłem , nawet nie wiem jak długo jechaliśmy . 


Pani Jadwiga 

Sztabin jak się okazało jest 20 km od Augustowa. Jest tam mała czteroosobowa  firma która zajmuje się organizowaniem spływów  po Biebrzy tratwami i kajakami . Całym interesem kręci pani Jadwiga . to z nią kontaktował się Konrad i dogrywał szczegóły. Obiad już na nas czekał , żurek był przepyszny . Wszystko było załatwione . Dobrze że nie padało , ale i tak nie było różowo , wiało i było zimno . Do tego momentu mieliśmy z Przemkiem 12 godzin w podroży . Na podwórku stały tratwy , można sobie było je dokładnie obejrzeć . Biorąc pod uwagę panującą temperaturę i zaczynający padać deszcz miałem mieszane uczucia .
Zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy nad rzekę w kierunku przystani gdzie cumawała nasza tratwa . 

Biebrza 

Przystań okazała się większa niż myślałem . Był tam ustawiony szereg domków noclegowych , miejsce na ognisko , łaźnia , pomost i chyba ze trzy tratwy . Gdy już się zdecydowaliśmy którą popłyniemy rozpoczęło się pakowanie prowiantu i wyposażenia . Wybierając tratwę kierowaliśmy się jej stanem technicznym , wzięliśmy nową jednostkę , która była węższa od starszej o kilka centymetrów . Z perspektywy wyprawy uważam że to błąd , powinniśmy wziąść szerszą , ale o tym będzie później . 
Dostalismy masę wyposażenia dodatkowego , trzy wiosła, trzy pychy (takie drągi do odpychania ). Zdziwiłem się że takie długie. Kapoki , przenośny kibel , koło ratunkowe , liny etc. 
Generalnie wszystkie reguły gry w Biebrzańskim Parku Narodowym są spisane na karcie i wiszą w koszulce na tratwie . Wszystko było spisane , skrupulatność organizatorów dawała do myślenia .

Cała Naprzód !

No , cała naprzód . Przed wyjściem Konrad ustalał z orgiem miejsca potencjalnych postojów i noclegów . 
Widziałem na mapie plan na dzisiaj i wydawało by się że zrobimy go z palcem w nosie . 
Rzeka bardzo meandruje czyli ma praktycznie same zakręty , tratwa jest ciężka , wiało nam w twarz ,okazało się cholernie głęboko . Pychy miały długość pewnie z 5 metrów i na starcie nie łapały dna !
Odpychalismy się od brzegów , wiatr nas okręcał i spychał , woda wlewała się na pokład , było cholernie dramatycznie i beznadziejnie . Po godzinie mieliśmy przepłynięte 100 metrów i mokro w butach...
Generalnie zabawa była przednia 
Na początku mi się nie podobało , wzdłuż rzeki biegła szosa po której jeździły TIR-y . Nie było co oglądać bardziej byliśmy zajęci sterowaniem tratwą , niż podziwianiem przyrody . Szło nam coraz lepiej . W końcu gdzieś tam dopłynęliśmy na grilla. Schowaliśmy się  pod daszkiem , wiatr się wzmagał , grill rozpadał , zaczęło padać . Schowaliśmy się do tratwy . Było ciasno ale sucho i mieliśmy osłonę . Nie mam pojęcia  która mogła być godzina pewnie około 17 tej . Ruszyliśmy w dalszą drogę . Szosa została za nami zrobiło się cicho , tak jakby mniej wietrznie i zaczęło się ściemniać . Nikt nie odpuszczał ciągnęliśmy do przodu ile się dało . Po zmroku każdy wziął latarkę i po ciemku napieraliśmy do przodu . Prawdopodobnie ok 22 zapadła decyzja że cumujemy . Kierownik wycieczki wybrał miejsce w którym przybiliśmy do brzegu . wyszliśmy na brzeg , kto miał kalosze to wygrał , ja niestety nie miałem, trawy było po kostki i była bardzo mokra . Część ekipy poszła szukać drewna na ognisko do pobliskiego lasku , a ci co zostali rozpalili ogień korzystając z zeszłorocznej wyschniętej trzciny . Było w dechę . Ciepełko od ogniska .

Nocka 

Idziemy spać . Mieliśmy zdrowo wymieszane w tyłkach , brak snu , wypite piwo i panujące przenikliwe zimno zmusiło nas szykowania się do snu . W tym momencie trzeba pochwalić konstruktorów tratwy . Składając stół w jak by jadalni otrzymujemy płaską powierzchnię do spania . W "łóżkach" są zrobione skrzynie w których pochowaliśmy sprzęt i jedzenie . Plecaki się nie zmieściły , poza tym mogły zamoknąć bo dołem była szpara do przelewania się wody  .
W pierwszym pomieszczeniu spały trzy osoby , w drugim dwie plus plecaki . 
Karimaty , śpiwory , i właśnie tu mogliśmy wziąść szerszą tratwę , dla trzech byków było za ciasno , nie szło się okręcić , ale z resztą co tam , zaciągnąłem czapkę na uszy i poszliśmy spać . 
W nocy było słychać jak deszcz wali w dach . Ekstra. 

Dzień drugi . 

Oj bolało rano . Kości , głowa ojojoj. 
Wypogodziło się , wyszło słońce , mocno wiało i było już cieplej . Zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy w dalszą drogę. Płynęliśmy z wiatrem . Tratwę niosło samo , była tylko korygowana wiosłami . Na tym etapie pychy nie przydawały się wcale. Zrobiło się ciepło .Dobiliśmy do kolejnego punktu . Trochę wędkowania , trochę zdjęć i moczenia nóg w wodzie, Darek przyrządził pyszny obiad .
W końcu dojrzeliśmy piękno Biebrzy !

Płynęliśmy na zmianę , dwóch na dachu , trzech przy wiosłach i tak w kółko , 
Na dachu na leżąco głową w stronę nieba , oczy zamknięte , uszy otwarte wszędzie ptaki , chlupot wody , szum wiatru . Wtedy odpoczywałem , wtedy czułem przyrodę , czułem Mazury ....
Rzeka kręciła się malowniczo , naprawdę byliśmy sami żywego ducha , w końcu zbliżaliśmy się do wsi Jagłowo , przywitały nas krowy , bociany , wioska jak z bajki , stare chałupy , przybiliśmy do brzegu , Adam pobiegł do gospodarza po jajka i flaszkę samogonu . Żyć nie umierać !
Nadal krowy , pojawiły się konie , bocian klekocze . Mijamy wieś i zbliżamy się do kresu naszej podróży. Przechodzimy pod mostem z drewnianymi podporami i przybijamy do brzegu .

Zdzisiek .

Chłopaki fochowo cumują krypę , do mostu i do palika .Mostem biegnia droga do Jadłowa. Na przybycie wzbudziło ciekawośc miejscowej młodzieży , śmigali WSKami , MZ kami by sobie na nas popatrzeć .
Zabrakło nam chleba i zaczepilismy jednego małolata , gdzie sklep , czy by podjechał .
Nie bardzo słyszałem przebieg rozmowy i małody odjechał. Po 20 minutach przyjechał Zdzichu.
                                                                   Foto: Przemek

Cał rozmowa ze Zdzichem była niesamowita . koleś miał duzo w dupie alkoholu wypitego , puki jechał komarem wyglądało to bardzo dobrze kiedy zsiadł już nie .
-Jedź po dwa chleby i 10 piw , ile chcesz kasy ?
- Ale ja 7 km do sklepu mam .....
- Ile piwo kosztuje ?
-2,30 ....
- No to masz tu 4 dychy , reszta dla Ciebie na paliwo .

Zdziuchu ruszył z impetem , puscił się przez most prosto jak strzała wyciskając z komara wszystkie konie jakie miał
Odprowadzamy Go wzrokiem , nagle rebel , hampel nawrotka , pełna epa i jest znowu u nas :
- Co wy chcieliście oprócz piwa?
Wybuchła ogóla wesołośc , radość i smiechawa!
Wkońcu Zdzich wrócił z chlebem , brawarami , okazało że że musiał ze swoich (!) 4 dychy wyłożyć :)
na koniec nam jeszcze butelke mleka załatwił od krowy , no mówię wam człowiek życzliwy do granic możliwości
a później złapałem szczupaka , okazało się ze bimber za 12 zł można nałatwić a nie za 25 zł , był grill , znowy było ognisko , znowy było wesoło
a później co ? Darek poszedł spać na dach tratwy , gdzie rozbił namiot , ja spałem na placakach z Przemkiem , Konrad z Adamem obok .
Rano jak oko otworzyłem i wyjrzałem przez lufcik to zobaczyłem biegające obok konie , jak w bajce.
bocian zaklekotał , jak by chciał nas obudzić zjedliśmy pyszną jajecznicę i udało się wypatrzyć łosia w zaraoślach

Przyjechały chłopaki ze Sztabina i zabrali nas do bazy . Tam upragniony prysznic i wyjazd do Augustowa . Piwo w porcie , wamarsz na dworzec i do domu .

Odkryliśmy niesamowite widoki , przyrodę i klimaty we wschodniej Polsce , super wyjazd , z super ludźmi ,
warto ruszyć po Biebrzy , warto zatrzymać się we wsi , miejscowi są otwarci i życzliwi . My zwiedziliśmy tylko kawałek , zaledwie jedną szesnastą trasy , na pewno czekało na nas jeszcze wiele przygód , wiele miejsc i śmiesznych sytuacji ,Są w Polsce miejsca dzikie i odludne . Wierzę że jeszcze tam wrócimy i mazury dadzą nam jeszcze więcej .

do zobaczenia za rok przyjaciele