wtorek, 9 kwietnia 2013

Połówka w Poznaniu.

Przeholowałem , tak krótko można opisać 6 Poznań Półmaraton .

Tydzien wcześniej biegałem Różę Wiatrów na 25 km , dostałem zdrowo po dupie. Właściwie to sam sobie dałem . Obiecałem sobie, że przez kolejny tydzień, czyli ten poprzedzający będzie regeneracja.
Niestety , następnego dnia pobiegłem 15 km w tempie startowym . Jak mogłem odpuścić jak obiecałem , i tak udało mi się urwać 5km , bo założenia były inne.
To była niedziela .
W poniedziałek z sąsiadami 7 km w tempie regeneracyjnym , ale nogi bolały zdrowo .
Wtorek wolne
Środa z sąsiadami ale tym razem 10 km żeby udowodnić im że nie biega się codziennie .
Zamysł się sprawdził , w czwartek odpuścili. Było dużo śniegu na trasie , i nogi bolały jeszcze bardziej .
Do Poznania już nie biegałem .
Pojechałem z Kasią i Zbyszkiem , narada była krótka i węzłowata .Biegniemy razem na 1:50 a póżniej się zobaczy. Plan ambitny . Pamietajmy że najszybciej pobiegłem połówkę w 2:02...
- błąd nr.1
Ubrałem długie leginsy i krótkie na nie , koszulka i bluza z długim rękawem .
Ubrałem się najlżej z całej naszej trójki .
Jak stałem na starcie już wiedziałem że jest kicha . Kilka misięcy nie było słońca, w niedzielę się pokazało.
Było bez wietrznie. A ja miałem jeszcze czapkę ///
-błąd nr.2
Bieg na 1:50 , właściwie to biegliśmy jeszcze szybciej . Zbyszek zostawił nas na 3 km, ja zostawiłem Kasię chyba na 5 km , gdzieś się pogubiliśmy na pit stopie .
na 10 km ( zrobiłem życiówkę na 52min) miałem dosyć , napiłem się izotoniku i złapała mnie kolka .
Na Rolnej dogonił mnie balonik 1:50 i zostawił .
Na drodze Dębińskiej jeszcze był w zasięgu , ale już odpusciłem , kolka zatykała mnie coraz bardziej .
Musiałem zwolnić . Trochę się przemaszerowałem . Pod mostem na Hetmańskiej dogoniła mnie Kasia.
Złapałem jakiś kryzys . Ogarnąłem się dopiero na 15 km .
Pobiegłem dalej już do mety . Nie byłem wstanie już gonić . Biegłem sobie tempem treningowym .
Straciłem nadzieję na jakikolwiek satysfakcjonujący mnie wynik .
Dla mnie liczył się styl . Myślałem ,że jestem dobrze przygotowany ....
Garbary , Most Rocha, i dalej pod górkę .Na ostatnim pitstopie już nie piłem .lekko z górki i meta .

Ucieszyłem się jak zobaczyłem na zegarze 1:57 , mimo wszystko widok jedynki z przodu daje kopa :)
Mała satysfakcja : przybiegłem przed Rysiem G, w Zbąszyniu wyciął mnie na finiszu , dzisiaj się odgryzłem .

Czy powinienem być zadowolony ?
Pewnie tak , poprawiłem się o 5 min , w sumie na mecie wyglądałem świeżo , nie mam zakwasów .
Można gdybać , że powinienem biec na 2 godz i od połowy przyspieszyć ale kto to wiedział .
tak to jest jak jedziesz z kumplami , jedni mówią szybciej, drudzy wolniej ehhh

No, ale mam co poprawiać i wiem że dam radę .

Jeszcze jedna rzecz mi się nasuwa :kiedy w zeszłym sezonie biegłem w Poznaniu i wykręcałem rekordy na poziomie 2:15 to bardziej to przeżywałem , widziałem więcej kibiców, było więcej kapel po drodze było fajniej . Teraz miałem klapki na oczach .

****
nie będę pajacował ze zdjęciami bo narazie ich nie mam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz